Monday 21 June 2010

do czego ja się mogę tutaj przydać ;)

Medytacja, której ja używałem i którą polecam, jest vipassana. Jest to medytacja niezrzeszona z buddyzmem, ani żadną inną religią, jakkolwiek środowisko i tło ma dość mocno buddyjskie, niesektaryjne.

Nie podejmę się wprowadzania nikogo w technikę, zwłaszcza tekstowo przez internet ;d bo nie jestem do tego wykwalifikowany. Chcę jednak wskazać właściwą drogę i pomóc w sprawach związanych z derealizacją i depersonalizacją, w szczególności jeżeli mają tło w atakach paniki i strachu (bo to był mój przypadek).

na dole posta, którego link wklejam poniżej są linki do jednej książki w dwóch językach (jest dostępna za darmo w internecie):
http://sciek.blogspot.com/2010/03/medytacja.html
Jest to książka, którą w ciemno mogę polecić każdemu, wygrzebałem ją 10 lat temu, w międzyczasie sporo innych widziałem i ten podręcznik moim zdaniem zostawia wszystkie inne w tyle. Jest praktyczny, pragmatyczny, dokładny, względnie krótki, zawiera tylko najważniejsze rzeczy, dzięki czemu można zająć się samą techniką.

Mnie osobiście do przodu bardzo popchnęły kursy medytacyjne vipassany (10-dniowe), link o nich zamieszczam tutaj: http://dhamma.org, jednak osobom z poważnymi zaburzeniami odradzam takie przygody. Ja tam dopiero poszedłem, jak było ze mną już względnie dobrze, ale i tak to, co mi tam wychodziło z podświadomości momentami mnie pochłaniało.

Nie jestem w stanie przewidzieć nawet solidnej częsci problemów, na który ktoś wpadnie, ale nauczyłem się przez te lata, że każda medytacja to jest dobra medytacja. Nawet jeżeli siedzisz na poduszce i dumasz o niebieskich migdałach przez 90% czasu, umysł nie chce się skoncentrować, to i tak poprzez same staranie ćwiczysz umysł i zbliżasz się do celu, czy szerszej świadomości.

To, do czego ja się mogę przydać w tej sytuacji ;p to konsultacje w wypadku jakby coś złego się działo. Jak już wcześniej pisałem, podczas medytacji widać znacznie więcej emocji niż w normalnym trybie funkcjonowania i są one znacznie bardziej intensywne. Czasem niesie to ze sobą nieprzyjemne doznania, ale bez odrobiny bólu nie ma postępu. ;) Suma sumarum lepiej przeżyć tą panikę parę razy na poduszce medytacyjnej i ją pożegnać, niż przeżywać ją całe życie w losowych, przeważnie stresujących sytuacjach, prawda? Także służę pomocą. ;)

Sunday 20 June 2010

oddech

Ta strona dla mnie umiera śmiercią naturalną. Wyleczyłem się jakiś czas temu. Chciałbym jednak się podzielić tym, co dostałem. Mam nadzieję, że komuś pomogą moje doświadczenia. W razie jakichkolwiek pytań służę pomocą. Wygrzebałem się z tematu schorzeń psychicznych na dobre, bez chemii, przy pomocy medytacji. Zdaję sobie sprawę, że strach wielu ludzi męczy w takim stopniu, że nei są w stanie usiedzieć z zamkniętymi oczami przez minutę bez różnych przykrych natrętnych myśli. Sam bywałem w różnych stanach. Nie raz jak siadałem podczas ataku paniki, by ogarnąć, co się ze mną dzieje, miałem wrażenie, że straciłem umysł, że umarłem. Intensywne doznania. ;) Jednak jak popatrzę z perspektywy czasu, co się ze mną stało, to widzę, że to była jedyna sensowna droga. Można uciekać przed strachem nieskutecznie latami, lub zmierzyć się z nim raz i o nim zapomnieć.

To, co zauważyłem na forach to fakt, że wielu ludzi, którzy cierpią na zaburzenia psychiczne związane ze strachem, korzystając z internetu zbyt się fikse na swoim schorzeniu. Tworzycie sobie grupki na wzór AA, siedząc w tym temacie przez cały czas często tylko się wzajemnie nakręcacie i podtrzymujecie nawyki myślowe, które są przyczyną waszych cierpień. Z jednej strony często słychać słowa wsparcia, życzenia nadziei, ale czy to nie właśnie te same słowa kreują sytuację jako beznadziejną?

Derealizacja i zaburzenia lękowe (u mnie zawsze szły w parze) to nie jest słuszne kółko zainteresowań. To jest temat, którego należy się pozbyć i zacząć znowu żyć. Ja wiem, że nikt tego nie robi z wyboru. Jednak podejście, które towarzyszy tym zaburzeniom, niejako determinuje fakt, że one nie mijają. To oczywiście nie jest nikogo wina, ale dobrze jest zdać sobie z tego sprawa. Kompulsywna chęć odsuwania strachu, która nam wszystkim towarzyszy, ten strach tylko wzmaga. To jak gaszenie ognia benzyną. Psychotropy na mnie działały podobnie. Następnym razem, jak będziesz miał problem ze strachem, zamknij oczy, spokojnie policz od jednego do dziesięciu i obserwuj cały ten chaos, który ci się pętli w głowie. Kiedy otworzysz oczy, świat dalej będzie w tym samym miejscu.

Nie jestem lekarzem, psychiatrą ani psychologiem. Mój psycholog nie potrafił mi pomóc, kiedy chorowałem. Dzięki temu, że przesiedziałem na poduszce medytacyjnej dużo czasu i przyjrzałem się z bliska derealizacji, zauważyłem wiele nawyków mentalnych, które są przyczyną tego zjawiska. Nie polecam nikomu zamkniętego odosobnienia medytacyjnego w przypadku głębszych zaburzeń. Jednak poszerzanie świadomości można zacząć wszędzie. Wystarczy obserwować. Nie robimy tego, bo boimy się patrzeć. Jednak małymi krokami strach można przełamywać, nie trzeba od razu rzucać się w głębie podświadomości. Ja już wiem, że świadomość wystarcza, że kiedy już obejrzysz wszystko, co masz w głowie, strach sam zniknie, bo już nic nie będzie obce. Koncepcyjnie to naprawdę jest takie proste - wystarczy po prostu obserwować i samo minie. W praktyce proces obserwacji wyzwala tak dużo strachu, że nie jesteśmy tego w stanie patrzeć. Medytacja (nie każda, ale te, które się skupiają na świadomości) to natomaist nic innego jak technika obserwacji. Możemy się stopniowo nauczyć patrzeć w sposób zdystansowany względem swoich emocji.

Wszyscy chyba mamy momenty względnego spokoju. I wtedy właśnie trzeba walczyć ze strachem, wyjść na przeciw, nie czekać aż zaatakuje. W razie pytań służę pomocą.

post forum

Jeżeli ktoś już czytał to na forum, to przepraszam, że klonuję kontent, ale jest późno i mam ochotę oszczędzać słowa. ;)

Właśnie czytałem posta dotyczącego listy osób całkowicie wyleczonych. Ja jestem całkowicie wyleczony, jak się domyślacie po temacie, przypisuję ten efekt godzinom spędzonym na poduszce medytacyjnej. Jednak po kolei.

Na swoim koncie mam dość głęboką dwuletnią depresję. Chodziłem do psychologów, w moim przypadku nie pomagało. Potem (po roku depresji), chociaż długo się wzbraniałem, zacząłem łykać psychotropy, których efektem ubocznym nabawiłem się ataków paniki i derealizacji (wiążę to z lekami, ponieważ w tym samym czasie się pojawiły). Odstawiłem psychotropy, wróciła depresja. Od tych stresów nabawiłem się nadciśnienia i serce mi zaczęło dziwnie chodzić (arytmia), mój kardiolog był zdziwiony że w wieku dwudziestuparu lat takie rzeczy mi się dzieją. Wtedy miałem najgorsze filmy, czasem wydawało mi się że umarłem, świat widziałem całymi dniami za szybą, strasznie się bałem, parę razy miałem omamy słuchowe. Potem medytowałem. Serce się uspokoiło, wszystko się uspokoiło.

http://www.derealizacja.fora.pl/praktyczne-porady,3/lista-osob-calkowicie-wyleczonych,807.html

autor postu cytuje: "Zdaje sobie sprawę, z takich pojęć jak remisja, nawroty czy iluzja wyleczenia."

Również w moim wypadku nie raz wydawało mi się, że już poradziłem sobie z dolegliwościami, które później wracały. Później jednak, medytując, zaobserwowałem co tak naprawdę się działo wcześniej, kiedy wydawało mi się, że już jestem zdrowy. Tak bardzo chciałem się uwolnić z derealizacji, że wypierałem strach w podświadomość, , zaprzeczałem niejako jego istnieniu.

To, do czego zmierzam, to fakt, że medytacją można rozszerzyć świadomość na wszystko co się dzieje, a poszerzona świadomość to nic innego jak psychoterapia, z której nigdy nie wyciąga się mylnych wniosków. Zdaję sobie sprawę, że wielu z was jest w na tyle złym stanie, że już zamknięcie oczu na chwilę jest problemem, ale ja też z choinki się nie urwałem, naprawdę w życiu miewałem straszne, surrealistyczne przeżycia i uważam, że stopniowe poszerzanie świadomości może pomóc każdemu.

Jakiś czas temu już napisałem parę postów na blogu. Zamieszczam tutaj linka, jeżeli ktoś chciałby spróbować medytacji w celu przełamywania przyczyn swoich schorzeń, służę pomocą. [url]http://derealizacja.blogspot.com[/url] Jest to na pewno trudniejsze niż łykanie tabletek. I, zwłaszcza na początku, wyzwala dość dużo emocji (a właśnie przed tym uciekamy, gdy jesteśmy chorzy, przyznacie?). Na dłuższą metę jednak moim zdaniem to najlepsza, najstabilniejsze i dająca najlepsze efekty droga. Ja już nie wrócę do żadnej depresji, żadnych nerwic, żadnych psychoz, ani lęków, co do tego nie mam wątpliwości. Życzę wam tego samego.