Sunday 29 November 2009

alkohol

Mam za sobą dwa dni imprezy i pewien mętlik w głowie, dlatego jest okazja, żeby coś tutaj mądrego napisać.

Czuję z tyłu głowy lęki. Coś tam niepokojącego mi siedzi. Krótko spałem, ale teraz nie mogę spać, kiedy się kładę, zaczynam głośno słyszeć swoje myśli, niepokojąco wyraźnie widzieć to, co sobie wyobrażam, lęka mnie to.

Wiem, że jak się temu poddam, włączy mi się DD. Z drugiej strony też wiem, że jeżeli będę "na siłę" starał się nie stresować, efekt będzie zupełnie odwrotny. Piję szklankę wody z magnezem, jem pomarańczę, piję melisę.

Coś mnie kłuje po prawej stronie, na wysokości serca. Nowy ból. Włącza mi się hipochondria gdzieś pod kopułą, ale odbieram ataki. Nie będę czytał internetu. ;-) Nie będę sprawdzał. Po dwóch nieprzespanych nocach pełnych alkoholu kłucie, choćby nowe, jest w granicach normy.

Najbardziej mi się nie podobają od czasu do czasu pojawiające się natarczywe myśli.

edit: wtedy odpuściłem pisanie tego posta. Jest dwa dni później. Czuję się już całkiem normalnie.

Monday 23 November 2009

przerwa

Tydzień temu, jeden z licznych momentów zaburzeń świadomości. Po raz pierwszy próbowałem sam atak przesiedzieć, medytować. Po 10 minutach na poduszce wszystko wróciło do normy. (Swoją drogą zastanawiam się, czemu nigdy wcześniej tego nie próbowałem? Może w sytuacjach lękowych medytacja to nie jest pierwsza rzecz, o której człowiek myśli, ale z drugiej strony to już parę dobrych lat) W następny dzień jeszcze nieco dziwnie czułem się na uczelni. Skupiłem się na oddechu. I od tygodnia żadnego epizodu derealizacji. Chociaż byłem zmęczony, był nawet alkohol. Przeszło, nie wróci? Nie wiem. Na razie czuję spokój.

Monday 16 November 2009

Medytacja

Kurs Vipassany. To taki event dla ludzi, którzy chcą się nauczyć medytacji lub pogłębić swoją praktykę. Przez 10 dni siedzisz zamknięty w ośrodku, medytujesz dużo godzin dziennie i generalnie niewiele jest do roboty oprócz medytacji. Wielu nie potrafi sobie wyobrazić czegoś bardziej nudnego, dlatego wcześniej dostajesz ostrzeżenia, także nikt już potem nie ma z tym problemu. ;-) Zresztą każdy ma jakiś powód. Trochę osobowości neurotycznych. Wszędzie, gdzie jest religia, medytacja, są osobowości neurotyczne. Te mniej i bardziej. Medytacja jest powszechnie sprzedawana jako złoty produkt który w mgnieniu oka leczy psychikę i rozwiązuje wszystkie problemy. Oczywiście to bzdura. Medytacja to narzędzie. Prawidłowo praktykowana, z czasem przynosi ukojenie, redukcję lęków, stresu, depresji, a co za tym idzie, leczy zaburzenia wywołane tymi zjawiskami. Błąd tkwi w przeświadczeniu, że tutaj coś się dzieje szybko, że dzieje się coś cudownego. Medytacja to tylko narzędzie, które pozwala nam pracować nad swoją świadomością. Problem, który z tego wynika jest taki, że ciężko znaleźć cierpliwość do czegoś, co zdaje się nie działać, kiedy tak naprawdę działa, tylko w dość subtelny sposób.

Dwa lata temu, w lecie, byłem na 10-dniowym kursie vipassany. Miałem wtedy już za sobą pierwsze, pojedyncze epizody derealizacji. Moja decyzja o pojechaniu na obóz nie miała z tym nic wspólnego, medytuję mniej i bardziej regularnie od 15-tego roku życia. Właściwie to wtedy wydawało mi się, że zaburzenia świadomości są już dla mnie przeszłością, nie miałem żadnych przykrych doświadczeń przez co najmniej pół roku wcześniej. W czwarty dzień medytowania wygrzebałem z podświadomości dużo pozornie zapomnianego syfu. Na tym polega ten proces. Bezkrytycznej, szczerej, otwartej obserwacji. Wtedy tylko widzimy to, czego w świadomym stanie wolimy nie widzieć. Spychanie nieprzyjemnych wrażeń do podświadomości jest na pewno słusznym mechanizmem obronnym, w przeciwnym wypadku nigdy byśmy go sobie nie wykształcili. Bałem się, nie mogłem tam spać. Rozmawiałem wtedy z moją nauczycielką z Birmy. Namawiała mnie, żebym został, strawił ten problem. Bałem się, wyjechałem.

Z perspektywy czasu cieszę się, że to przeżyłem. Uświadomiłem sobie, że chociaż coś niebezpiecznego we mnie siedzi, jestem w stanie nad tym pracować. No i poczucie, że noszę wszędzie ze sobą narzędzie, które pozwala mi się uczyć o procesach zachodzących we mnie.

O mnie, czyli tło

Parę zdań o mnie, które na pewno rozjaśnią, o co chodzi w tym blogu, dlaczego to piszę i co to właściwie znaczy.

Mam obecnie dwadzieścia parę lat, pierwsze epizody derealizacji przytrafiły mi się jakieś 3 lata temu. Przez większość tego czasu i sporo wstecz, dużo używałem. Alkoholu, papierosów, kofeiny, później zdarzało mi się palić trawę. Przez rok starałem się neutralizować nadciśnienie tętnicze. W pewnym momencie zmęczyłem swoje serce na tyle, że pojawiły mi się zaburzenia rytmu serca. Szlajałem się więc od lekarza do lekarza w nadzieji, że mnie w końcu naprawią. Nałykałem się trochę tabletek w międzyczasie. Nawyk picia alkoholu był we mnie na tyle głęboki, że mimo różnych przypadłości właściwie dopiero niedawno poważnie ograniczyłem jego spożywaną ilość.

Wcześniej kojarzyłem derealizację tylko z używkami, ponieważ to one uaktywniały mi te stany. Okrutny kac, spalona marihuana, hasz, parę nieprzespanych nocy. Później jednak przestała to być zasada. Zdarzały mi się zaburzenia świadomości w dni, w które to przy mojej obecnej wiedzy nie powinno się dziać. Tak oto dorobiłem się zaburzeń psychicznych. ;-)

Jedna rzecz o mnie jest jeszcze ważna w tym temacie. Depresja była długo moim towarzyszem, w tym ponad rok w dość poważnym stadium. Przeszło mi, ale zmiany, które wtedy we mnie zaszły do tej pory odbijają się echem w moim samopoczuciu i świadomości.

Po co?

Derealizacja to problem który mnie okresowo trapi od dłuższego czasu. Chociaż mój przypadek nie jest ciężki, to już jakiś czas temu zauważyłem, że to tak po prostu nie odejdzie. Nie mam zamiaru jednak do końca życia chorować, więc postanowiłem zabrać się za ten temat. Blog jest próbą usystematyzowania procesu zdrowienia i nawiązania kontaktu z innymi, którzy cierpią na tą przypadłość.

Moje podejście do tematu wyklucza w tym momencie dragi i wszelką aktywną chem, więc jeżeli ktoś próbuje sobie radzić w podobny sposób, możemy łatwiej znaleźć porozumienie. Nie oznacza to, że jestem przeciwnikiem farmakologii. W moim przypadku, jak pewnie w wielu innych, ona najzwyczajniej nie jest konieczna.

Od lat medytuję, dlatego o tym też tutaj będzie. Widzę korelację między praktyką medytacji a derealizacją, dlatego będę czasem podążał tym tropem.

Będzie o używkach. Myślę, że mają duży związek z derealizacją i wszelkim zaburzeniami psychicznymi. Pośrednio poprzez ogólny stan zdrowia i bezpośrednio ingerując w stany świadomości.

Zatem zaczynamy. ;-)