Monday, 16 November 2009

Medytacja

Kurs Vipassany. To taki event dla ludzi, którzy chcą się nauczyć medytacji lub pogłębić swoją praktykę. Przez 10 dni siedzisz zamknięty w ośrodku, medytujesz dużo godzin dziennie i generalnie niewiele jest do roboty oprócz medytacji. Wielu nie potrafi sobie wyobrazić czegoś bardziej nudnego, dlatego wcześniej dostajesz ostrzeżenia, także nikt już potem nie ma z tym problemu. ;-) Zresztą każdy ma jakiś powód. Trochę osobowości neurotycznych. Wszędzie, gdzie jest religia, medytacja, są osobowości neurotyczne. Te mniej i bardziej. Medytacja jest powszechnie sprzedawana jako złoty produkt który w mgnieniu oka leczy psychikę i rozwiązuje wszystkie problemy. Oczywiście to bzdura. Medytacja to narzędzie. Prawidłowo praktykowana, z czasem przynosi ukojenie, redukcję lęków, stresu, depresji, a co za tym idzie, leczy zaburzenia wywołane tymi zjawiskami. Błąd tkwi w przeświadczeniu, że tutaj coś się dzieje szybko, że dzieje się coś cudownego. Medytacja to tylko narzędzie, które pozwala nam pracować nad swoją świadomością. Problem, który z tego wynika jest taki, że ciężko znaleźć cierpliwość do czegoś, co zdaje się nie działać, kiedy tak naprawdę działa, tylko w dość subtelny sposób.

Dwa lata temu, w lecie, byłem na 10-dniowym kursie vipassany. Miałem wtedy już za sobą pierwsze, pojedyncze epizody derealizacji. Moja decyzja o pojechaniu na obóz nie miała z tym nic wspólnego, medytuję mniej i bardziej regularnie od 15-tego roku życia. Właściwie to wtedy wydawało mi się, że zaburzenia świadomości są już dla mnie przeszłością, nie miałem żadnych przykrych doświadczeń przez co najmniej pół roku wcześniej. W czwarty dzień medytowania wygrzebałem z podświadomości dużo pozornie zapomnianego syfu. Na tym polega ten proces. Bezkrytycznej, szczerej, otwartej obserwacji. Wtedy tylko widzimy to, czego w świadomym stanie wolimy nie widzieć. Spychanie nieprzyjemnych wrażeń do podświadomości jest na pewno słusznym mechanizmem obronnym, w przeciwnym wypadku nigdy byśmy go sobie nie wykształcili. Bałem się, nie mogłem tam spać. Rozmawiałem wtedy z moją nauczycielką z Birmy. Namawiała mnie, żebym został, strawił ten problem. Bałem się, wyjechałem.

Z perspektywy czasu cieszę się, że to przeżyłem. Uświadomiłem sobie, że chociaż coś niebezpiecznego we mnie siedzi, jestem w stanie nad tym pracować. No i poczucie, że noszę wszędzie ze sobą narzędzie, które pozwala mi się uczyć o procesach zachodzących we mnie.

No comments:

Post a Comment